Domków od metra
Wraz z drugą linią metra Warszawa wzbogaciła się o liczne zawalidrogi. Na chodnikach wyrosły domki, kominy i pawilony blokujące przejście i szpecące miasto. Czy nie dało się ich zrobić inaczej? Oczywiście, że się dało. Ale to było ponad siły inżynierów z metrobudowy.
Na całej długości drugiej linii co rusz: to chatka, to pawilonik lub inny domek. W środku kryją się instalacje techniczne – głównie wentylatory. Cuda te zarosły miasto całymi chmarami. Jedne powstały w zupełnie przypadkowych miejscach – gdzie było to wygodne dla projektantów. Inne, jak te przy Ministerstwie Finansów są starannie nanizane na osie urbanistyczne. Oś najwyraźniej jest dla inżynierów wymarzonym miejscem do stawiania kominów wentylacyjnych.
Nihil novi
Obawa, że tak będzie pojawiła się jeszcze zanim zaczęto projektować dwójkę. W końcu wentylatornie pierwszej linii też zwieńczone są wysokimi budynkami. Jednak pierwsza linia powstawała jeszcze za komuny – standardy były wówczas inne. A dziś w końcu mamy XXI wiek, prawda? Ano nieprawda.
Już 3 lata temu projektanci metra pokazywali pierwsze rysunki projektowe budowanej linii. A tam kominy i pawilony rozsypane na całej długości linii. Od tego czasu liczba kominów zamiast zmaleć, tylko wzrosła. Organizacje pozarządowe zwracały uwagę na tą kwestię. Ale kto by tam słuchał gderania NGOsów, kiedy buduje się metro za miliardy! No więc mamy efekt wart tych wszystkich miliardów.
Wszędzie można, tylko nie u nas
Nieszczęśliwie dla budowniczych metra, Warszawa nie jest jedyny miastem, gdzie metro istnieje. Można dziś łatwo porównać jak takie instalacje wyglądają w innych miastach. Dla przykładu w takim mieście Berlinie wentylatornie metra są. W mieście Barcelonie też są. Tylko że ukryte pod ziemią.
To, co u nas zwieńczone jest pawilonem okrytym granitowymi płytami, tam kończy się kratą wkomponowaną w chodnik, która nikomu nie zawadza, bo można po niej chodzić. I rzekłby ktoś, że przecież barcelońskie metro jest stare i dziś w XXI wieku tak się nie buduje. Ale to nieprawda. Bo Barcelona niedawno otworzyła odcinek zupełnie nowej linii metra, a wkrótce otworzy kolejne. I nad nowymi stacjami też nie ma kominów i pawilonów. Są kraty na chodnikach. Wszystkie instalacje techniczne ukryto po ziemią, żeby nie marnować przestrzeni na powierzchni.
W Barcelonie dało się? Dało! W Berlinie można? Można! A w Warszawie? A w Warszawie nie i koniec. Grunt, że budujemy metro za miliardy!
Te „domki” są obrzydliwe. Nie wiem, jakim trzeba być antyestetą, żeby w ogóle coś takiego zaprojektować, a potem to zaakceptować…i po trzecie za to zapłacić – ja, gdybym była w UE, to kazałabym zwrócić dofinansowanie za te ohydy.
Mnie też „domki” bardzo się nie podobają. Zastanawiam się jednak nad efektywnością wentylacyjną alternatywnych rozwiązań. Być może na Zachodzie nawet współcześnie buduje się kratki, ale też często na zagranicznych stacjach ma się wrażenie, że powietrze jest zatęchłe. Zawsze chwaliłem sobie jakość powietrza na stacjach pierwszej linii w Warszawie. Może ta sprawa miała dla projektantów 2 linii wyższy priorytet niż wygląd zewnętrzny. Oczywiście, należało szukać kompromisu, który pozwoliłby swobodnie oddychać, ale nie psułby jednocześnie krajobrazu na powierzchni. Chętnie przeczytałbym bardziej techniczne zestawienie, gdzie porównana byłaby zdolność wentylująca instalacji w różnych miastach.