Warszawa miasto dla ludzi

Jeśli nie tu, to gdzie?

Wrzawa wokół pawilonów na tyłach Nowego Światu nie dziwi, bo z jednej strony każdy dostrzega, że wyglądają jak slumsy, a z drugiej są jednym z nielicznych generatorów życia w pustawym centrum Warszawy.

W każdym europejskim mieście spacerując po głównych ulicach widzimy ciągnące się po obu stronach lokale usługowe, a w nich sklepy, kawiarnie, puby i restauracje. Życie kwitnie. Kiedyś było tak również w Warszawie, co wyraźnie widać na starych zdjęciach, ale po Wojnie wiele witryn zamurowano, a zamiast sklepów w parterach ulokowano mieszkania i urzędy. I ulice natychmiast opustoszały, bo po co przyjeżdżać do centrum skoro tam –  tak samo jak w dzielnicach obrzeżnych – są po prostu mieszkania?

Pawilony są pomnikiem czasów postalinowskiej odwilży – kiedy już skończyła się „bitwa o handel”  i prywatni właściciele znów mogli prowadzić sklepy, spółka kupców i rzemieślników wymurowała byle jak i z tego, co było dostępne parterowe budy, które w biednej rzeczywistości szumnie nazwano pawilonami. W zwykłych lokalach handlowych nie można ich było pomieścić, bo w nich już się znajdowały urzędy i mieszkania, więc na lata życie handlowe Warszawy zostało umieszczone w biedawarunkach.

Zobacz martwe partery Traktu Królewskiego:

Biedakapitalizm

Jest swoistym curiosum, że w kapitalistycznej rzeczywistości sytuacja ta prawie się nie zmieniła i właściciele pubów, sklepów muszą się gnieździć w gomułkowskich budach. Osób prowadzących działalność jest wielokrotnie więcej niż w PRL, a lokali w parterach Śródmieścia prawie nie przybyło. Stąd dziwolągi takie jak drewniane schodki przystawione do okna Hotelu Europejskiego, przez które Gesslerowie sprzedają bułeczki, albo okno oficyny Pałacu Czapskich (tam, gdzie ASP) przez które latem sprzedawana jest kawa. Na starych zdjęciach widać, że w obu tych miejscach znajdowały się nie okna, tylko zwykłe drzwi do lokali. Pałacyk Wessla na rogu Krakowskiego i Trębackiej na czarno – białym zdjęciu tętnił życiem – na parterze wielkie witryny, na rogu okazałe drzwi wejściowe z  szyldem „Zabawki – Igruszki.”  Dziś dawne drzwi i  witryny to zakratowane okna, a za nimi prokuratura. A witryna dawnego sklepu futrzarskiego Chowańczaka to dzisiaj okno, za którym siedzą urzędniczki Ministerstwa Kultury. Sporo ponurego, urzędniczego nastroju i kilka przykładów partyzantki kawiarniano – piekarniczej to nastrój, który można znaleźć nawet na ulicy określanej przez panią prezydent „salonem Warszawy, ” a co dopiero na zapleczu Nowego Światu.

Partyzanci z Nowego Światu siedzą więc w faveli, bo nie mają dokąd pójść i jeśli się ich po prostu przegoni to owszem – znikną obskurne budy w centrum Warszawy, ale wraz z nimi zniknie życie. Warto więc zająć się przyczyną problemu, a nie skutkiem i opracować plan powrotu lokali w parterach Śródmieścia do ich dawnej, naturalnej funkcji. To zadanie dla władz miasta i dla urzędu konserwatorskiego. A powinnością nas – zwykłych warszawiaków, którzy przecież mają prawo zgłaszać wnioski i uwagi do planów miejscowych jest pilnowanie tych władz, aby w nowopowstających planach określano obowiązującą funkcję parterów budynków jako „U” – usługi. Plan miejscowy dla okolic zaplecza Nowego Światu jest właśnie w opracowaniu.

 

2 odpowiedzi na „Jeśli nie tu, to gdzie?

Skomentuj urbanista Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kod Captcha * Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.

Nasza akcja na fejsie
Warszawa bez reklam!