Polska (była) hejtem silna
W latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych dużo było w Polsce przykładów sytuacji, kiedy garstka mieszkańców robi piekło, by niemiłą im inwestycję uwalić i zakopać w grobie. Czyżby problem minął?
Socjolodzy mówią o nich NIMBY – od „Not In My Backyard”. To dzięki nim na Chomiczówce nie powstała trasa S7 i jeszcze przez wiele lat Warszawa nie doczeka się wygodnego wyjazdu w kierunku Gdańska. To oni przez długie miesiące utrudniali wytyczenie strefy ograniczonego użytkowania wokół lotniska Okęcie blokując tym samym wypłaty odszkodowań jego sąsiadom. To oni wrzaskiem zablokowali zeszłoroczne próby ożywienia Mariensztatu, który do dziś pozostał byle jakim osiedlowym podwórkiem. Jeszcze do niedawna dosłownie każda nowa inwestycja spotykała się z pojawieniem się nowej, głośnej grupki krzyczącej „nie pozwolimy!”.
Na szczęście dobra passa NIMB wydaje się być przeszłością. Pomimo protestów udało się zakończyć budowę oczyszczalni ścieków Czajka, na Ursynowie lada moment rozpocznie się budowa wściekle oprotestowywanej południowej obwodnicy Warszawy. Remont Ogrodu Krasińskich zakończył się sukcesem. To pokazuje, że nawet najlepiej zorganizowane przedsięwzięcie protestu, którego celem jest niweczenie kontrowersyjnych inwestycji może się nie powieść.
Protest przeciwko protestom
To nowość, bo do tej pory zazwyczaj przedstawiciele władz ulegali pieniaczom bojąc się, że niezadowolenie pozbawi ich stanowisk. Nikt nie zwracał uwagi na to, że wąska grupka samozwańców terroryzuje nie tylko władze, ale i milczącą większość mieszkańców, która czeka na nowe inwestycje. Media spłycały problem i kwitowały każdą sprawę stwierdzeniem „mieszkańcy protestują.”
Chyba właśnie znużenie rosnącym zalewem protestów spowodowało, że przestały być atrakcyjne dla szerszych rzesz. W pewnym momencie na forach internetowych zaczęły się pojawiać nieprzychylne dla protestujących komentarze, zauważana zaczęła być przesada stwierdzeń, raziła ich nieadekwatna do sytuacji gwałtowność.
I wtedy okazało się, że również skład protestujących grup pozostawia wątpliwości. Chorobliwie gwałtowne protesty przeciw remontowi Ogrodu Krasińskich nie były wzniecane i podtrzymywane przez okolicznych mieszkańców, tylko przez działaczy politycznych marginalnych ugrupowań, którzy zjechali się na miejsce wyczuwając okazję do wypromowania swoich nazwisk i mający nadzieję, że gorąca sytuacja będzie dobrym początkiem kampanii wyborczej do samorządu.
Nadchodzące wybory dadzą ostateczną odpowiedź, czy udawanie oburzenia i nakręcanie hejtu wystarczą, aby się dorwać do władzy. Ale jedno już przynajmniej wiadomo: skoro Ogród Krasińskich i Czajka są dokończone, to znaczy, że terror pieniaczy już nie zawsze jest skuteczny. Zostaje otwarte pytanie czy to oznacza, że nasza demokracja dojrzewa, czy też władze zechcą wykorzystać sytuację na swoje potrzeby i wszystkie protesty, nawet te prawdziwe i słuszne, oskarżać o pieniactwo?
Dodaj komentarz