Śmierć banków. Nie żałujemy.
O tym jak się będą zmieniały ulice Warszawy w następnych trzech latach
Znika oddział banku BZ WBK na Dobrej przy nowym BUWie. Po kolejnych fuzjach (ostatnio z Kredyt Bankiem) BZ WBK ma już więcej oddziałów niż potrzebuje i zaczął zamykać te, w których było najmniej klientów. Dla banków taka operacja to czysty zysk, bo koszty spadają, a liczba klientów się nie zmienia. Przerzucanie klientów do internetu to kolejny sposób na cięcie kosztów: spadają wydatki na wynagrodzenia dla pracowników i na czynsze. Dlatego coraz mniej banków znajduje się w przyziemiach naszych ulic, a z zapowiedzi branży wynika, że proces ten będzie się nasilał, chociaż nie we wszystkich.
PKO BP – największy polski bank celuje w rynek milionów drobnych ciułaczy, w tym emerytów, którzy z internetu nie korzystają i cenią sobie tradycyjną obsługę w okienku. Dlatego ten bank stara się mieć jak najwięcej oddziałów blisko klientów i na samej Marszałkowskiej ma pięć oddziałów, a szósty na Waryńskiego, z których do likwidacji na razie przeznaczony jest tylko jeden.
Sprzedaż internetowa zaczyna też dobijać lokalne apteki, które w dodatku padają pod naporem sieciówek – pełnych promocji i z pełnymi magazynami, dzięki czemu towaru nie trzeba sprowadzać na zamówienie „na jutro”. Małe apteki nie mogą sobie na to pozwolić i zaczynają znikać z krajobrazu Warszawy. W krótkim czasie zamknięte zostały m.in. istniejące od lat apteki na Krakowskim Przedmieściu, Francuskiej i Żeromskiego.
Niewidzialna ręka rynku dopadła banki
W ten sposób zmienia się wygląd naszych ulic. Znikają najbardziej charakterystyczne dla Warszawy lat dwutysięcznych długie ciągi witryn zaklejonych foliami ukrywającymi wnętrza banków i te apteczne – smutne okna wstydliwie zakryte przybrudzonymi wertikalami. Placu Wilsona już chyba nikt nie nazwie złośliwie placem bankowym, a obawy o to że „już niedługo będą same banki i apteki” rozwiał rynek, bez niczyjej interwencji.
Dodaj komentarz