Bankowy: plac kontra węzeł
Władze miasta ogłosiły przystąpienie do sporządzania planu miejscowego dla terenu Osi Saskiej. Tak się to urzędowo nazywa: przystąpienie do sporządzania. Dla nas oznacza to, że każdy będzie mógł zgłosić wniosek, a w nim zaproponować własny pomysł na zmianę w tej okolicy. Uwzględnią albo nie uwzględnią, ale próbować warto. Zachęcamy do sporządzenia własnego wniosku, a mniej pracowitych przynajmniej do wyrobienia sobie własnej opinii o sprawie. Dzisiaj o placu Bankowym.
Plac Bankowy. O rany, tu dopiero jest dużo do zrobienia. Właściwie jest taki plac czy go nie ma? Bo na pewno jest szeroka ulica, a przy niej wielki węzeł przesiadkowy, orgia świateł sygnalizacyjnych i znaków drogowych, gigantyczne połacie asfaltu zagospodarowane przez niewyżytego malarza białych pasów i pasków oraz – a jakże – parking, i to solidny, po sam horyzont. To wszystko oczywiście sumuje się do słowa plac, bo w Warszawie termin plac oznacza właśnie sumę zjawisk komunikacyjnych.
Chaos i bałagan
Do tego dwie strony placu – zachodnia i wschodnia pasują do siebie jak pięść do nosa. Klasycystyczne pałace projektu Corrazziego, świetnie zharmonizowane, w jednym stylu, tej samej wysokości, nawet kolorystycznie powiązane, mają za sąsiada dwóch ignorantów rodem z PRL – typowy, kremowy, gomułkowski blok z wielkiej płyty, żywcem wyciągnięty z setek podobnych do siebie osiedli mieszkaniowych i wstawiony nie wiedzieć czemu akurat tutaj – w centrum miasta i zabytkową okolicę, oraz obłożony szkłem Błękitny Wieżowiec – pozostałość po wielkomiejskich, amerykańskich marzeniach jednego z urbanistów. Nawet względem siebie nie stoją w jednej linii, a o tworzeniu spójnej całości nawet nie ma mowy.
Co może zmienić plan?
Wszystko. Plany miejscowe mają oparcie w Ustawie o Zagospodarowaniu Przestrzennym i zgodnie z nią mogą ustalać prawie wszystko: wysokość budynków, linie zabudowy, funkcje, przebieg jezdni itd. I to bez oglądania się na sprawy własnościowe. Ten brak ograniczeń powoduje, że jeśli podejść do sprawy śmiało, to można nawet całkowicie zmienić projekt zabudowy danego miejsca: podzielić plac na dwa, albo z kwadratowego zrobić trójkątny, odciąć od niego część i zaprojektować tam ulicę, albo odwrotnie: wyburzyć kilka budynków i dzięki temu włączyc ulicę w obręb placu, zadekretować przy nim wysokie nowoczesne budynki, albo niskie i nawiązujące do historii. Ten plac zmieniłby się zupełnie, gdyby odtworzyć przedwojenną ulicę Rymarską, albo np. po stronie północnej i południowej zaprojektować nowe budynki.
Oczywiście można też wykazać się podejściem mniej ambitnym i po prostu spisać w planie to, co jest tam obecnie – wtedy utrwala się stan istniejący i uniemożliwia się jego zmianę. I w praktyce często takie plany w Warszawie powstają. Złośliwcy nazywają je planami inwentaryzacyjnymi.
W przypadku placu Bankowego i chyba całego obszaru, którego ma dotyczyć ten plan trzeba najpierw przemyśleć którą opcję można i należy wybrać, bo stan obecny jest tak chaotyczny i daleki od tego w czym chciałoby się mieszkać, że każe zastanowić się z jednej strony czy chcemy ten bałagan i nijakość utrwalić, a z drugiej czy w tym stanie rzeczy w ogóle jest możliwe dokonanie większych zmian. Bo jeśli doprowadzać ten chaos do porządku, to co wyburzyć – Corazziego czy Błękitny?
Mniej komunikacji, więcej życia
A jak już będziemy mieli odpowiedź na te pytania to trzeba się zastanowić czego oczekujemy od tego placu. Jeżeli placu miejskiego, dostępnego dla pieszych i oferującego funkcje atrakcyjne dla ludzi (taka odpowiedź najczęściej pojawia się, kiedy pytać o to czego ludzie oczekują od placów Warszawy) to zacząć trzeba od pomysłu na uspokojenie rozszałałej komunikacji i na dogęszczenie zabudowy, bo w obecnym stanie jest po prostu za mało miejsc na sklepy i kawiarnie. Same partery bloku po stronie wschodniej to za mało, a po stronie zachodniej są tylko urzędy.
Dodaj komentarz