Marszałkowska: codziennie niskie standardy
Ta ulica była kiedyś i powinna być najważniejszym traktem handlowym Warszawy. Dziś jest to ulica substandardowa.
Za wcześnie jest by oceniać czy dobrze się stało, że na Marszałkowskiej powstanie Biedronka. Na razie nie wiemy czy będzie to zaklejony folią dyskont, czy może Jeronimo Martins zdecyduje się stworzyć flagowy lokal o podwyższonym standardzie, z porządną witryną i lepszymi towarami (podobno Biedronka stara się poprawić swój image). Dziś możemy stwierdzić tyle: obciachem jest nie Biedronka tylko to, że najważniejsza kiedyś stołeczna ulica handlowa nie jest przez nikogo zarządzana. Bo wprowadzenie Biedronki w to miejsce nie wynikło ani z założeń polityki lokalowej ani potrzeb mieszkańców wyrażonych w konsultacjach społecznych. Wynikło z przypadku.
Stołeczny standard to brak standardów
Brak dobrego zarządzania to jest prawdziwy dramat warszawskich ulic handlowych. Marszałkowska była i powinna być ulicą sklepów odzieżowych i obuwniczych o średnich cenach, czy sieciowych barów, taką jak Ku-damm w Berlinie albo Oxford Street w Londynie. Tymczasem jej potencjał jest marnowany, tak jak wielu innych ulic w Warszawie. A przecież wyznaczanie standardów dla ulic handlowych i zarządzanie nimi jest normą na świecie. I nie chodzi tu o zamiatanie liści, ani o łatanie dziur w asfalcie, tylko o profesjonalne starania by ulica była zawsze pełna ludzi.
Zarządcy ulic dbają o ich spójność handlową. Wiedzą, że sklepy nie powinny być rozsiane przypadkowo po całym terenie, ale trochę jak w centrach handlowych, ułożone według pewnego klucza: świadomie dobierają branże i marki jedną koło drugiej i nie wpuszczą banków między sklepy odzieżowe. Dzięki temu klienci wiedzą dokąd pójdą po topowe ciuchy, a dokąd po te ze średniej półki, dokąd po pietruszkę, a gdzie zjedzą obiad. W efekcie zyskują właściciele sklepów, bo dzięki dobrej organizacji pojawiają się tłumy. Podnosi się też standard estetyczny i organizacyjny miasta, bo zadaniem zarządcy jest dbanie o jakość witryn, pilnowanie by sklepy i kawiarnie były otwarte w określonych godzinach, czy szybkie reagowanie na akty wandalizmu.
Ale przede wszystkim zarządca ulicy to pośrednik przyciągający najbardziej pożądanych najemców, według z góry określonych dla danego miejsca standardów. To menadżer Marszałkowskiej powinien być kluczową postacią w przygotowaniu przetargu na lokal, który zajmie Biedronka, a standardy powinny być z góry określone np. uchwałą Rady Miasta.
Jak powinna wyglądać Marszałkowska, można zobaczyć dziś… w Londynie. Oto Oxford Street:
Marzenia ściętej głowy
Niestety o menadżerach ulic możemy w Warszawie tylko pomarzyć i dlatego właściciele sieciowych sklepów zwiewają z ulic i chowają się w galeriach handlowych. Co prawda dwa lata temu pojawiła się iskierka nadziei, bo Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz powołała pełnomocnika ds. Starówki i Traktu Królewskiego, ale nadała mu kompetencje sprowadzające go do roli woźnego pilnującego regulaminowej długości falbanek na parasolach kawiarnianych ogródków. Nie był on niestety żadnym menadżerem, ale urzędnikiem jakich w urzędzie miasta wielu. Trudno jest też znaleźć dobre przykłady w Polsce. I dlatego główne ulice Warszawy to wolna amerykanka: masa banków, lumpeksy, kebabownie, dyskonty – wszystko tu jest. Tylko ludzi nie ma.
I na koniec jeszcze jedno: dyskutując o Marszałkowskiej odbiegamy od kluczowych problemów i zamiast rozmawiać o mieście idziemy w kierunku ideologicznej walki. Niezarządzana przez nikogo ulica jest łakomym kąskiem dla politruków. Walka zatem idzie na hasła. Słyszymy zewsząd: „precz z neoliberalizmem, precz z gentryfikacją, precz z kapitalizmem!”. A ostatnie czym powinna być Marszałkowska to polem bitwy politycznych koterii.
Tekst ukazał się na łamach Stołka
Dodaj komentarz