Marszałkowska pustych obietnic
Dwa tygodnie temu Kinga Rusin napisała na swoim blogu nieprzychylną opinię na temat ulicy Marszałkowskiej. Władze Warszawy odpowiedziały w mediach, że z ulicą będzie lepiej.
Wierzycie? Kto naiwny ręka w górę!
W ciągu ostatnich 5 lat na temat Marszałkowskiej wylano morze słów. Były projekty społeczne, artykuły, fotorelacje, debaty. Wszystkie o tym, że Marszałkowska – dawniej główna ulica handlowa miasta dziś jest zaledwie cieniem samej siebie sprzed lat. I że trzeba to naprawić. Że skoro Berlin ma swoją Ku-damm, Budapeszt aleję Andrassy’ego, to Warszawa powinna mieć Marszałkowską.
O tym jak ożywić nieżywą Marszałkowską my też pisaliśmy wielokrotnie: o konieczności stworzenia strategii ulicy, powołania menadżera ulicy. Wszystko to jest znane od dawna, diagnoza problemu jest opisana tysiąc razy. I co? I nic. Przez te wszystkie lata nie zrobiono nic.
Nic się nie zmieni
„W perspektywie kilku lat będziemy starać się” od tych słów zaczyna się wypowiedź wiceprezydenta Wojciechowicza mająca zapewnić Kingę Rusin, że już wkrótce Marszałkowska będzie przyjazna dla ludzi. I na tych słowach można by ją zakończyć. Bo, Proszę Państwa, po tylu zmarnowanych latach oczekiwać by można działań zdecydowanych, a nie bliżej nieokreślonych starań i to „w perspektywie lat”.
Za zapewnieniami wiceprezydenta kryje się jedynie reakcja pijarowa, która ma za zadanie zgasić pożar w mediach. No bo skoro media zwróciły kły w kierunku ratusza i pytają o Marszałkowską, to należy rzucić im coś na odczepnego żeby odwrócić uwagę i temat przestał żreć. W tym przypadku tym ochłapem są frazesy i puste obietnice. A jak skończy się wreszcie medialna wrzawa, będzie można wrócić do słodkiego nic nie robienia.
Próba zepchnięcia problemu Marszałkowskiej na dalszy plan zamiast zakasania rękawów wynika z tego, że urząd miasta nadal nie wie co z tą Marszałkowską należy zrobić. Urzędnicy wiceprezydenta Wojciechowicza niedawno udowodnili, że problemu nie dostrzegają. I to pomimo tych wszystkich debat i artykułów. To zastanawiający dowód odcięcia od tego, czym żyje miasto i anachroniczności ludzi, którzy nawet kiedy dostają do ręki sygnały od społeczeństwa, to nie potrafią z nich skorzystać. Pozostaje im tylko powielanie banałów o poszerzeniu chodników tam, gdzie te chodniki i tak są wystarczająco szerokie.
Bzdury powielone w prasie stworzą iluzję dobrej woli warszawskiego ratusza. Z punktu widzenia władz, to wystarczy, a Marszałkowska niech się martwi sama o siebie.
Dodaj komentarz