Żoliborz: co z tym placem?
Plac Wilsona jest niczym innym niż węzłem przesiadkowym. Tu mieszkańcy spieszą się do metra, autobusu lub tramwaju. W biegu do pracy mogą złapać kawę za piątkę lub zrobić przelew w banku. W weekend wieczorem można tu co najwyżej kupić flaszkę w spożywczaku. Smutne to, ale prawdziwe: plac działa na zasadzie inercji – ludzie kręcą się tu tylko wokół komunikacji miejskiej. A przecież w miejskich dokumentach figuruje jako centrum dzielnicowe! Co zrobić, by plac Wilsona ożył?
W opinii młodych mieszkańców, Żoliborz to śmiertelnie nudna dzielnica. Mają rację. Po godz. 22 nie ma tu czego szukać: knajpki o tej porze są już zamknięte, za kawiarniami trudno się rozglądać, klubu muzycznego tak na dobrą sprawę nie ma żadnego. Centralny plac dzielnicy jest niestety symbolem żoliborskiej martwoty.
Przepraszam, czy jest tu gdzieś kawiarnia?
Gazeta Stołeczna trzy lata temu biła na alarm, że na placu Wilsona łatwiej jest wziąć kredyt niż napić się kawy. Sytuacja od tamtej pory diametralnie się poprawiła! Bo dziś na pl. Wilsona możemy złapać kawę z bazarowej budki na kółkach… Sukces! W tej drwinie przesady jest tylko trochę, bo mimo iż usług na placu trochę jest, to jest ich wciąż jak na lekarstwo. Ot: jeden Empik, jeden Blikle, jedno kino, spożywczak, dwie kawiarenki, apteka, kebab, biuro podróży, perfumeria, piekarnia, kwiaciarnia, zegarmistrz, kiosk i banki. W tym jednym zdaniu zmieściły się wszystkie usługi z placu Wilsona. Wydawać by się mogło, że to sporo, lecz jest to tylko pozornie duża liczba. One wszystkie giną w gigantycznej przestrzeni placu, który pomieściłby trzy boiska piłkarskie. Mała ilość usług to grubo poniżej potrzeb miejsca, przez które przewija się ponad 20 tys. osób dziennie.
Handel schodzi do podziemia.
I to dosłownie. Spacerując dziś po Żoliborzu łatwo odnieść wrażenie, że peerelowska bitwa o handel tutaj nadal trwa. Co rusz można natknąć się na żoliborską partyzantkę: przerabianie piwnic, kotłowni i schronów na lokale handlowe. I tak, weterynarz na pl. Inwalidów urzęduje w przerobionym miejskim szalecie, dwie restauracje wyrosły w przemysłowym budynku starej kotłowni na Suzina, Pracovnia i Klubogaleria podają piwo w przebudowanych piwnicach bloków. Do podziemia zeszła winiarnia przy pl. Inwalidów, pizzeria na Zajączka, okulista przy Or-Ota, węgierska knajpa na Felińskiego. Istne podziemne miasto. Nie inaczej jest przy placu Wilsona. Na jego zapleczu funkcjonuje weterynarz w piwnicy, przy Słowackiego zakopał się sklep muzyczny, a mały piwniczny lokal rzemieślniczy za Empikiem zajęła cukiernia.
Lokale usługowe przypominające biedaszyby stały się wstydliwą wizytówką eleganckiej niegdyś dzielnicy. Wniosek nasuwa się jeden: popyt na lokale jest wielki, podaży praktycznie nie ma. Władze dzielnicy zdają się problemu w ogóle nie zauważać.
Przede wszystkim: przestrzeń dla usług.
Wszystkie dzisiejsze lokale skupione wokół placu mają łącznie nie więcej niż 3-4 tys. mkw powierzchni użytkowej. To zdecydowanie za mało, by plac pełnił funkcję centrum. W bliskim sąsiedztwie Żoliborza możemy dziś zobaczyć świetnie działające centrum dzielnicowe, które jest pełne ludzi od wczesnych godzin porannych po późne godziny wieczorne i to mimo tego, że pod nim nie biegnie linia metra. Ponad półkilometrowej długości ulica handlowa, przy której mieści się 120 tys. mkw powierzchni użytkowej: CH Arkadia. To miejsce działa przede wszystkim dlatego, że przedsiębiorcy mają gdzie wynajmować przestrzeń dla swojej działalności.
Przekształcenie placu Wilsona w prawdziwe centrum dzielnicy będzie trudne i skomplikowane. Pierwszym krokiem powinno być stworzenie nowej przestrzeni handlowej. Plac nie powinien mieć jak teraz kilku, lecz co najmniej kilkanaście tysięcy metrów powierzchni przeznaczonej dla usług. Ile dokładnie? To powinny wykazać stosowne analizy. Skąd tyle wyczarować na placu, który jest już ściśle zabudowany? Wkrótce przedstawimy naszą propozycję zagospodarowania placu.
Dodaj komentarz